(c)
Witam Was!
Dziś przychodzę do was z #pogawędką!
Tym razem moim gościem była Mari Kim - autorką opowiadania Biały Lotos!
Podzielcie się opinią o #pogawędce w komentarzach.
Zapraszam do lektury!
Zapraszam do lektury!
Re(Beca)
— Witaj! Bardzo nam miło, że zgodziłaś się wziąć udział w #pogawędce, gotowa?
Mari Kim —
Ah, to mi bardzo miło, że dostałam od Was taką propozycję! Jak najbardziej
gotowa, choć trochę podenerwowana.
Re(Beca) — Naprawdę nie ma
się czym denerwować. Jeszcze nie gryzę! (śmiech). To może zacznijmy od
przedstawienia się. Ja jestem Re(Beca), zwariowana nastolatka z chęcią do
zmienia świata, a ty?
Mari Kim —
Jeszcze? (uśmiech) Miło mi! Ja jestem
Mari Kim. Wiekowo coraz starsza introwertyczka, ale bardzo młoda duchem i
ciałem. Odziedziczyłam dobre geny i wszyscy mówią, że będę wiecznie młoda.
Chociaż kiedyś też chciałabym zmienić
świat, ale jak człowiek się starzeje, to widzi jak ciężko to zrobić. Szara
rzeczywistość przytłacza, a i potrzeby się zmieniają.
Re(Beca)
— Chyba każdego to kiedyś dopada, no
ale cóż na to poradzimy? Już od dawna piszesz, prawda? Zdradzisz, jakie błędy
popełniałaś na początku?
Mari Kim
— Teoretycznie nic. Oj tak, od
bardzo, bardzo dawna. Jak miałam 11-12 lat to zaczęłam pisać i od tamtej pory tak
to pokochałam, że nie wyobrażam sobie teraz życia bez tego. To jest jedyna
rzecz, którą kocham i choć wiem, że najlepsza w niej nie jestem, to i tak
głównie robię to dla siebie.
Jakie błędy? Hm...
Chyba wszystkie z możliwych. Ha ha, byłam dzieckiem. O pisaniu wiedziałam tyle,
co nauczyłam się w szkole, a w podstawówce miałam jeszcze spore problemy z
ortografią, ale! wyszłam z niej. Udało mi się wygrać bitwę. Później było coraz
lepiej, chociaż kulała u mnie interpunkcja (i wciąż trochę kuleję, ale jest
znacznie lepiej). To po prostu były takie podstawowe błędy. Albo przynajmniej
teraz z mojego punktu widzenia takie były. Odkąd jestem w blogosferze nauczyłam
się chyba drugie tyle, co w szkole, a może nawet więcej.
Re(Beca)
— Jest! Nie tylko ja mam problem z
interpunkcją (śmiech). Taka prawda, pani oddaje wypracowanie w szkole i co?
Tylko błędy interpunkcyjne.
Wiem, zaczynam od tych
mniej przyjaznych pytań, ale potem będą tylko miłe.
Czy przechodziłaś
kryzys pisarski?
Mari Kim
— Niestety, chociaż u mnie jeszcze były i dalej są błędy stylistyczne, ale na
nie nie bardzo mam sposób. Poza ponownym czytaniem własnych wypocin.
Spokojnie, nie są to
jakieś okropne pytania.
Nie raz, nie dwa i na pewno
jeszcze kilka przede mną. Właściwie teraz czuje się, jakbym miała kryzys
pierwszego stopnia, ale walczę z tym z całych sił!
Re(Beca)
— Na
kolejny rozdział pewnie czekają już twoi czytelnicy... Piszesz rozdziały na
bieżąco, czy masz jakieś już napisane, które czekają tylko do publikacji?
Mari Kim
— Cóż, zbyt wielu ich nie mam, ale
chociaż są prawdziwi i bardzo ich cenię. Na bieżąco, dlatego bardzo długo
trzeba u mnie czekać na publikację. Zazwyczaj przysiadam do pisania raz-dwa
razy w miesiącu i głównie jest to sobota (chyba, że mam jakieś dłuższe wolne).
Wtedy spędzam cały dzień na pisaniu. Po prostu siadam i piszę. Soboty to dla
mnie dni na zajęcie się opowiadaniem. Tak już mam zarezerwowane i to działa.
Nie lubię mieć ograniczeń czasowych nad głową i myśleć tylko, że zaraz muszę
iść spać.
Re(Beca)
— Masz takie sobotnie pisania...
Powiedz mi coś więcej o komentarzach, jaki masz do nich stosunek, jak reagujesz
na negatywne komentarze?
Mari Kim
— No tak można powiedzieć. Miło mi
dostawać komentarzy od zupełnie nowych osób/nowych czytelników, chociaż rzadko
się to zdarza i umiem wyłapać, które są prawdziwe, a które fałszywe. Zależy co
masz na myśli, mówiąc negatywne. Jeśli jest to negatywna konstruktywna krytyka,
filtruję wypowiedź takiej osoby i jeśli ma rację, to po prostu tego nie
ukrywam. Przyznaje się do błędu, w końcu jestem tylko człowiekiem. Natomiast
gdy ktoś przychodzi i krytykuje byle co, wręcz czepia się jakichś głupot, to po
prostu to olewam, podchodzę do tego na luzie, ale też próbuję podyskutować z
taką osobą i wyjaśnić sprawy. Bo to, co dana osoba może uważać za błąd, może
tym błędem nie być. Kwestia spojrzenia i podejścia do sprawy. Uwielbiam
komentarze z których mogę czegoś się nauczyć, chociaż przyznaję, że nieraz jak
jest natłok tej krytyki to to męczy. Tak jakby ludzie nie cieszyli się samym
czytaniem i nie robili tego dla przyjemności, a po to, aby wyłapać błędy. Nie
mam oczywiście nikomu za złe, ale po prostu człowiek może być tym zmęczony
czasami.
Re(Beca)
— Nie dziwie ci się w żadnym stopniu
i rozumiem. Od jak dawna interesujesz się kulturą azjatycką i dlaczego akurat
ona?
Mari Kim
— Często mówię, że od dziecka, bo
naprawdę odkąd tylko pamiętam bardziej ciągnęło mnie do oglądania anime niż
zwykłych bajek. Przyciągała mnie do siebie ta inność kulturalna, stroje,
pięknie ukazane miejsca. Z wiekiem wciągałam się w kulturę Japonii i trochę
Chin. W technikum nawet zaczęłam uczyć się japońskich słówek, bo bardzo podobał
mi się ten język, ale w tym czasie też poznałam Koreę Południową, bo jakoś do
tamtej pory ten kraj dla mnie jakby nie istniał. Nie mam pojęcia dlaczego.
Przyjaciółka się wkręcała w tamtą kulturę, no i ja z czasem również. Do tego
stopnia, że zaczęłam uczyć się koreańskiego. Sama, ale dałam radę! Już umiem
jako tako składać proste zdania i choć nieraz robię błędy to jednak jest coraz
lepiej. Dla mnie to jest powód do dumy, bo w życiu nie myślałam, że
kiedykolwiek będę w stanie sama nauczyć się takiego języka, który niby jest
jednym z tych trudniejszych.
Re(Beca)
— Brawo! Naprawdę podziwiam ludzi,
którzy samodzielnie podejmują próbę nauki i powoli dochodzą do sukcesu. Czy
właśnie w tamtej kulturze dostrzegasz jakąś inspiracje, która motywuje cię do
pisania? Czy może zupełnie gdzieś indziej ją znajdujesz?
Mari Kim
— Dziękuję! (uśmiech) Oj i to wiele
inspiracji! Muszę powiedzieć, że dla mnie czy to anime, filmy czy seriale
azjatyckie są znacznie kreatywniejszy i dają mi najwięcej natchnienia oraz
pomysłów. I ciężko mi sobie wyobrazić, aby jakieś moje opowiadanie nie miało
choćby drobnej cząstki kultury azjatyckiej. Może dla niektórych nie będzie to
widoczne, ale dla mnie to już jest norma. Daje coś, co pochodzi z Azji i to
jest dla mnie piękne. Chociaż nie mówię, że tylko inspiruję się Azją. Jakiś
czas temu byłam na występach folklorystycznych i zespoły z różnych krajów
prezentowały część swojej kultury. Wszystkie występy były cudowne, ale to
Meksyk zawładną moim sercem. Ich występ wzbudził we mnie tak ogromne emocje,
było tak przepięknie, że mnie zainspirowali i na pewno tą inspirację
wykorzystam w Lotosie.
Re(Beca)
— Ostatnio od kogoś słyszałam, że
filmy azjatyckie są ciekawe. Chyba raz taki oglądałam i muszę to nadrobić.
Meksyk... Pierwsze co mi się kojarzy to burrito, chyba jestem głodna.
Próbowałaś kiedyś połączenia pisania z muzyką?
Mari Kim
— Są
bardzo ciekawe, tylko trzeba znaleźć z odpowiedniej kategorii dla siebie, bo
nie wszystkie mogą się spodobać. Zwłaszcza jeśli ktoś nie miał tak styczności z
kulturą azjatycką i niektóre zachowania mogą być dziwne, drażniące lub
niezrozumiałe. Bardzo gorąco polecam koreański film „Monster”. Jest świetny! Ha
ha, o dziwo na tamtym występie nie było żadnego burrito ani takich typowych
czapek. XD Właściwie nie było nic, co można stereotypowo skojarzyć z Meksykiem.
Próbowałam i dalej
często tak robię. Włączam sobie odpowiednią playlistę, słuchawki w uszach i
próbuję wtedy pisać. Lepiej jest mi się wczuć w wydarzenie, które opisuje, oraz
w emocje bohatera.
Re(Beca)
— Co do filmu, to na pewno oglądnę,
bo w końcu mam wakacje i trzeba się odprężyć. A szkoda, że nie było. Takie
dobre (uśmiech). No nic, musimy przeżyć.
Jakiej muzykę wtedy
słuchasz? Spokojną czy raczej dynamiczną?
Mari Kim
— Zazdroszczę wakacji... Ja już ich
nie mam. T.T
Zależy od tego, jaką
scenę wtedy chcę/muszę napisać. Jeśli jest jakaś scena, np. akcji, napięcia,
grozy, to wtedy włączam sobie głównie soundtracki dynamiczne, przepełnione
grozą, wzbudzające napięcie. Jak są momenty bardziej spokojne albo w które
muszę wczuć się w emocje bohatera, to słucham smutnej muzyki, wręcz dołującej.
Ale tak jest mi lepiej.
Re(Beca)
— Czyli w zależności od sceny (uśmiech).
Na moment, momencik porzucimy temat pisania i zapytam cię o twoje hobby. A
więc, masz jakieś hobby poza pisaniem?
Mari Kim
— Dokładnie.
Tak. Jak wspominałam
wcześniej, uczę się koreańskiego. Poza tym lubię od czasu do czasu stworzyć
jakiś filmik, ale robię to tak rzadko, że aż mi wstyd powiedzieć, iż to moje
hobby. Ale naprawdę lubię to. Najbardziej uwielbiam być za kamerą i nagrywać
wszystko. Nawet jakieś bzdury, bo przy montażu często mogłam fajnie połączyć
sceny, że wyszło z tego ciekawe ujęcie. I tak jak w fotografii jestem raczej
kiepska, tak przy nagrywaniu już wychodzi mi coś lepiej. A powinno to się łączyć
ze sobą. Tak myślę. (śmiech)
Re(Beca)
— Może powinnaś kręcić azjatyckie
filmy lub seriale? Na pewno bym oglądnęła.
Mari Kim
— Ha ha, gdybym miała okazję to czemu nie. Chętnie bym skorzystał z okazji.
Re(Beca)
— Pomyśl.
Może to twój plan na przyszłość? A teraz jedno z pytań co wolisz i spokojnie –
nie będzie o coca cola czy pepsi, czy coś tego typu.
Wolisz zakładki do
książek, czy sama lubisz zaznaczać strony na których skończyłaś?
Mari Kim
— Ah, takie marzenia się nie spełniają. Są zbyt odległe i nierealne dla takiego
szarego ludzika jak ja.
Zakładki. Mam kilka
zakładek i zawsze ich używam przy czytaniu. Jestem przyzwyczajona, a i lepiej
to wygląda, szybciej wrócić do strony, gdzie skończyłam. A jak jestem w
księgarni czy bibliotece i widzę ciekawą zakładkę to biorę. Oczywiście żeby nie
było, że kradnę! Nie, nie, nie! One są po prostu dla wszystkich chętnych.
Re(Beca)
— Mi pani w bibliotece zawsze
wciśnie. "Leżą, to sobie weź". Ach, panie w bibliotece. Chciałabyś
być bibliotekarką?
Mari Kim
— To trzeba brać, jak proponują. W
końcu do czegoś służą i po coś leżą na wierzchu. Ha ha. Kiedyś tak, nawet
bardzo! Myślałam, że to jest praca marzeń. Ogólnie bardzo lubiłam i dalej lubię
otaczać się dużą ilością książek, a wtedy biblioteka była dla mnie miejscem wspaniałym.
I w zasadzie nie miałabym nic przeciwko, gdyby nadarzyła się taka okazja, aby
pracować jako bibliotekarka. Chociaż miałabym wątpliwości, czy to nie byłaby
zbyt nudna praca dla mnie. Lubię spokój, ale jednak jak jest go za wiele, to
trochę mogę wariować.
Re(Beca)
— Ja
właśnie mam z tym problem. Z jednej strony tak, a z drugiej strony nie. Za dużo
dobrych książek wokół. I czas na ostatnie pytanie. Jakie są trzy punkty według
ciebie, które trzeba spełnić żeby założyć bloga?
Mari Kim
— Żeby można było tak wszystkie
szybko przeczytać... byłoby naprawdę fajnie. Ha ha. Pomysł, pasja i wytrwałość.
To moim zdaniem najważniejsze rzeczy, jeśli chce się mieć bloga. To znaczy
jasne, każdy może założyć bloga, zobaczyć jak to jest, spróbować posmakować
czegoś nowego, ale jeśli nie ma się pomysłu, to ciężko rozwinąć ten własny
skrawek internetu. A przez to po jakimś czasie takie miejsca szybko umierają.
Do tego potrzebna jest pasja, aby mieć przyjemność z prowadzenia bloga. Nie
robić nic na siłę czy dla np. popularności, bo co jeśli tego nie będzie?
Człowiek się wypali i zrezygnuje, bo jednak nie dostał tego, czego oczekiwał na
początku. A gdy ktoś robi to z pasją, to dłużej wytrwa i nie będzie się
przejmował tym, że ma np. jednego czytelnika czy małą ilość wyświetleń. Do tego
właśnie wspomniana wytrwałość, bo pasja to nie wszystko. Nie można rezygnować z
czegoś tak szybko. Nie powinno się. Coś dobrego i trwałego można zbudować tylko
i wyłącznie z czasem. Ci, którzy się nie poddają i ciągle walczą, zyskują
bardzo wiele i wiele mogą osiągnąć. Nawet posłużę się chińskim powiedzeniem,
które również umieściłam w swoim opowiadaniu, bo bardzo mi się ono podoba:
"Każdy krok zostawia ślad; pracuj wytrwale, a osiągniesz postępy".
Dlatego nie można się poddawać. Nigdy! Wytrwałość popłaca.
Re(Beca)
— Myślę, że ktoś na pewno skorzysta z tych kroków. Dziękuję, że zechciałaś
odpowiedzieć na tych kilka pytań, to była bardzo przyjemna #pogawędka.
Mari Kim
— Ja
również bardzo dziękuję! Było mi niezmiernie miło. Pozdrawiam serdecznie i
życzę miłego wieczoru! (uśmiech)
Nie wiem, czy takie wywiady się komentuje, ale ja lubię komentować wszystko, co przeczytałam, więc wybaczcie :D
OdpowiedzUsuńZacznę od tego, że dla mnie to wspaniały pomysł z tymi pogawędkami, bo jest cudowna możliwość lepszego poznania autora bloga w innym świecie niż jego własny blog. A opowiadani Mari Kim akurat czytam :D
Więc dałam znać, że się zapoznałam, bardzo mi się podobało i jakaś część mnie też pragnie zostać bibliotekarką :D
Można komentować, a nawet trzeba!
UsuńDziękuję za opinie. O to nam chodzi, by poznać autora z drugiej strony :)
Haha, coś w tym jest
Fajny pomysł z takimi "wywiadami". :) Trochę rażą mnie nawiasy typu "(uśmiech)". Zwyczajnie tego nie lubię, ale to tylko takie moje widzi mi się. W każdym razie przyjemnie czyta się #pogawędkę i pewnie będę tu częściej zaglądać.
OdpowiedzUsuńCo do Waszego gościa, Mari, wydaje się bardzo ciekawą osobą i pełną pasji. I do tego umiejętność rozmawiania po koreańsku... Chylę czoła, bo mnie nawet angielski sprawia trudności i pewnie umie tyle po angielsku mówić co Mari Kim po koreańsku, haha.
*umiem (na śniadanie zjadłam literkę)
UsuńDziękuję za opinie :)
UsuńA nad tymi nawiasami się zastanowię :)