Przypominam, że te wywiady można komentować i do tego zachęcam.
Cześć!
Bardzo
dziękuję wszystkim osobą, które wzięły udział w poprzednich edycjach
oraz Lithine za udział w tej. To już dziesiąta pogawędka! Rozumiecie?
A pamiętam jak stresowałam się przed pierwszą rozmową...
Za oknem u mnie szaro i buro, ale mam nadzieję, że jeszcze się rozpogodzi...
Przypominam o konkursie urodzinowym i wpadajcie na naszego IG.
A i do naszego składu dołączyła nowa osóbka! Mamy nadzieję, że zostanie z nami jak najdłużej!
Nie przedłużając zapraszam na rozmowę z Lithine autorką bloga "Cześć, jestem Rose Weasley. Żartuję, gdy czuję się niezręcznie"!
Brawa dla niej!
Re(Beca): — Witaj!
Bardzo nam miło, że zgodziłaś się wziąć udział w #pogawędce!
Lithine:
— Dzień
dobry! To mnie jest bardzo miło, że zostałam zaproszona.
R: Zależy nam, by coraz więcej osób
brało udział w #pogawędkach i miało możliwość podzielenia się jakimiś
informacjami o sobie. Herbata, kawa gotowa? Ja sama dziś mam wodę.
L: Ja dziś postawiłam na Coca-Colę,
moją wielką słabość.
R: Zero czy normalną?
L: Normalną, niestety. Mój
organizm zdecydowanie woli te niezdrowe rzeczy.
R: Myślę jednak, że bardzo
dużej różnicy między nimi nie ma, więc nie ma się co martwić, a od czasu do
czasu nie zaszkodzi. Może najpierw mogłabyś się nam jakoś przedstawić? Nie
proszę o długi opis. Jeśli chodzi o mnie, to nazywam się Re(Beca), jestem
licealistką i jedną z administratorek Księgi Baśni. Przeprowadzam dziś swoją
dziesiątą pogawędkę. Mała rocznica.
L: W takim razie
gratuluję! Ja jestem Lithine. Liceum i lata nastoletnie mam już za sobą, choć
zawzięcie bronię się przed dorosłością. Obecnie studiuję i próbuję znaleźć
sobie miejsce w świecie.
R: A dziękuję bardzo! Gdy
byłam w gimnazjum, to wszyscy mówili, że liceum to najlepszy okres w życiu, a
teraz? Studia to najlepszy okres w życiu. Rzeczywiście tak jest, Lithine?
L: Czy ja wiem? Zawsze też
mi to obiecywano i po części mogę się z tym zgodzić, bo im byłam starsza, tym
czułam więcej „wolności”. Z drugiej strony przybywa też obowiązków, szczególnie
jeśli chodzi o naukę czy pracę. Muszę przyznać, że chętnie cofnęłabym się o
parę lat i wróciła do tych prostszych czasów.
R: No myślę, że każdy
czasami chciałby uciec od obowiązków, ale niestety się nie da. Może zacznijmy
od strony autora, a dokładnie tekstu. Możesz nam powiedzieć, jakie masz mocne
strony w pisaniu? Chodzi mi o ortografię, interpunkcję itp.
L:Zawsze
ciężko mi przychodziło wymienianie pozytywów mojej twórczości, ale spróbuję.
Myślę, że pisanie dialogów idzie mi całkiem nieźle, no i raczej nie miałam
nigdy problemów z ortografią.
R:Ale
trzeba się uczyć mówić o swoich talentach i pozytywach! Twoje dialogi w
niektórych momentach opowiadania „Cześć, jestem Rose Weasley…” wygrywały
wszystko. Do bohaterów tej opowieści jeszcze wrócimy, ale na razie daję ci przywilej
opowiedzenia o swojej pięcie Achillesa w pisaniu.
L:Och,
dziękuję! Cóż, tutaj muszę z pokorą powiedzieć, że moją największą zmorą jest
interpunkcja – zawsze miałam z nią problem i bardzo wolno się jej uczę. Ale
staram się i myślę, że będzie coraz lepiej. Moje opisy otoczenia również bywają
dość ubogie, zwłaszcza jeśli chodzi o krajobraz czy cokolwiek związanego z
przyrodą.
R:Powiem
ci, że nie jesteś jedyna, jeśli chodzi o tę okropną interpunkcję. Uwielbiam
czerwony długopis i znaczki interpunkcji na marginesie. To pojawia się częściej
niż inne błędy. Trzymam kciuki, byś wygrała z tą całą interpunkcją! Może mi też
się uda? A co do opisów, to jestem bardzo ciekawa, czy bohaterowie twojej
opowieści, która została zakończona, mieli wcześniej przygotowane opisy
osobowości? Powiedz mi proszę ,jak ich kreowałaś. Bo z Rose ci wyszło świetnie!
L:Miałam
to samo, moje wypracowania zawsze wracały czerwone przez te powstawiane czy
poprzekreślane przecinki. Przykładałam sporą wagę do rozpisywania profilu
każdej postaci, bo chciałam, żeby wyszły jak najbardziej realistyczne.
Zadawałam sobie mnóstwo pytań na ich temat, nawet o błahostki, typu ulubiony
owoc czy najbardziej żenujące wspomnienie. Nie wszystkie informacje miały
trafić do tekstu. Cały zabieg miał służyć temu, żebym ja miała wrażenie, jakby
to byli ludzie, których znam całe życie, aby łatwo się o nich pisało. Oprócz
tego każdemu z bohaterów dałam coś od siebie – Rose dostała moją niezręczność,
Melody pedanterię, Harold ogólne nieogarnięcie życiowe i tak dalej.
R:
Dla mnie właśnie jest to ciekawe. Każda postać jest inna, każda ma swoją
historię i swój własny, niepowtarzalny charakter. A autor jest jak lalkarz,
steruje swoimi kukiełkami w prawo i w lewo. Nadaje im imiona, charakter i
usposobienie. Szczerze nie wiem dużo na temat nowego pokolenia Harry'ego
Pottera. Dopiero po ukazaniu się książki „Harry Potter i Przeklęte Dziecko”
dowiedzieliśmy się czegoś więcej.
Rozumiem też, że jesteś fanką Harry'ego, w takim wypadku – do jakiego
domu należysz?
L:Też
uważam, że to ciekawe, a do tego samo to tworzenie postaci już może być świetną
zabawą. Tak, jestem wielką fanką serii, zawsze będzie ona zajmowała specjalne i
bardzo duże miejsce w moim serduszku. Chociaż na "Przeklęte Dziecko"
nadal jestem zła. A co do domu, to powiem z dumą, że należę do Slytherinu!
R:
No niestety, pochlebnych opinii to ta książka nie zebrała, ale nic na to nie
poradzimy. Ja i tak jestem wielką fanką pokolenia Huncwotów. Slytherin! No to
nic dodać, nic ująć. Właśnie, preferujesz długie serie/trylogieczy może
pojedyncze książki?
L: Och, ja też bardzo lubię
Huncwotów! Lubię jedno i drugie choć przyznam, że częściej mi się zdarza czytać
pojedyncze książki. To chyba dlatego, że kiedy zaczynam serię, czuję się, jakby
to było jakieś długoterminowe zobowiązanie. Wolę też, kiedy seria jest
zakończona, bo oczekiwanie na kolejną część również może być „męczarnią”, jeśli
bardzo chcę się dowiedzieć, co będzie dalej.
R: Mój ukochany huncwot to
Syriusz, a twój? Rozumiem i znam ten ból. Książki, na które trzeba czekać, to
udręka.
L: Mój również, mam do
niego wielką słabość, muszę przyznać. I to w każdej wersji! Czy to dorosły
Syriusz z książek, czy młody w retrospekcji, czy też jego przeróżne wersje z
czytanych opowiadań.
R: Nie wiem czy ciebie też,
ale mnie zawsze interesowała jego historia rodzinna. Czarodziejski
arystokratyczny ród i taki urwis... Jak widziałam na twojej podstronie o
autorce, uwielbiasz „Przyjaciół”. Rozumiem, że chciałabyś napić się filiżanki
kawy w Stanach?
L: Tak, historia Syriusza
ma naprawdę duży potencjał. To też moim zdaniem taka magia Pottera, że każdy z
nasz może sobie wyobrażać po swojemu, jak to dokładnie z nim było... A może
nawet napisać fanfica. Uwielbiam, zdecydowanie. A w USA bardzo chętnie
napiłabym się kawy albo właściwie czegokolwiek innego. Od lat marzy mi się
podróż do Nowego Jorku.
R: Ale trafić na dobry
czasami ciężko. Czyli rozumiem, że gdy tylko znajdziesz jakiś moment,
załatwiasz wizę, bilet oraz pakujesz wszystko do walizki i cię nie ma. Znikasz.
Nowy Jork i ty!
L: Muszę przyznać, że to
bardzo kusząca wizja! I tak, mam nadzieję, że kiedyś uda mi się ją zrealizować.
R: W takim wypadku trzymam
za ciebie kciuki! Czy kuchnia meksykańska też ciągnie cię w tamte tereny?
L: Hmm, może niektóre jej
elementy – uwielbiam nachosy, ale nie wiem, czy to się liczy – ale ogólnie
rzecz biorąc to nie. Z tego co wiem, kuchnia meksykańska słynie z pikantnych
przypraw, a moje podniebienie nie najlepiej je znosi.
R: W takim wypadku, za
jaką kuchnią świata przepadasz? Gdzie byś pojechała, by czegoś spróbować?
L: Najbardziej chyba lubię
kuchnię włoską. Może nie jest to zbyt oryginalne, bo kto nie lubi pizzy? Ale
uwielbiam też różne rodzaje makaronów, dania z ziołowymi przyprawami, włoskie
sery... No i teraz zrobiłam się głodna!
R: No przepraszam! Ale
takiej informacji nie zamieściłaś na swojej podstronie. Za to znajduje się
informacja, że uwielbiasz czytać komentarze czytelników. Powiedz, jak reagujesz
na negatywną krytykę?
L: Zazwyczaj staram się
wybierać z takich komentarzy informacje, które mogę mi się przydać. Zawsze
można coś poprawić, czegoś się nauczyć. Jeśli jest to typowy „hejt”, który nie
niesie ze sobą żadnej treści, to staram się go ignorować, choć czasem nie
potrafię. Zawsze za bardzo brałam wszystko do siebie, więc zdarza mi się, że próbuję
z taką osobą nawiązać rozmowę, wypytać, co dokładnie się nie podoba, dowiedzieć
się, co było nie tak. Nie trzeba dodawać, że w większości przypadków nie ma to
żadnego sensu.
R: Ważne jest, by brać z
opinii innych pewne szczegóły. Nie wszystko jesteśmy w stanie sami zobaczyć,
więc tutaj fajnie jest skorzystać z kogoś takiego jak beta. Niestety pojawia
się też hejt, który jest nieprzyjemny. I niepotrzebny, ale na to nic nie
poradzimy. Zaczęłaś teraz drugie opowiadanie, co dla ciebie jest w nim
najważniejsze? Fabuła, bohaterowie? Na czym chcesz się skupić?
L: Zgadzam się w stu
procentach. Na pewno chciałabym, żeby było lepsze niż poprzednie. Mam w nim
wątek kryminalny, a to dla mnie trochę nieznane wody, ale chcę się uczyć nowych
rzeczy. Zatem na pewno fabuła, bo chcę, żeby tym razem było trochę bardziej
nieprzewidywalnie, zaskakująco. Oprócz tego bohaterowie, oni zawsze są dla mnie
ważni. Chciałabym, żeby wyszli wyraziści, żeby czytelnicy się z niektórymi
polubili, żebym ja sama się do nich trochę przywiązała. Do tego trochę humoru,
lekkości myśli i opisywanych przeżyć. Taki klimat lubię.
R: Wątek kryminalny... Ciekawie...
Uwielbiam! Naprawdę! To na pewno zajrzę. A co do humoru, to epilog
"Cześć..." podbił moje serce. Och tak, wygrałaś nim. Od początku
miałaś zaplanowane, jak będzie wyglądać?
L: Bardzo miło mi to „słyszeć”!
Och tak, epilog był zaplanowany i właściwie ciągle tylko dodawałam do niego
nowe sceny, wydarzenia. Szczerze mówiąc, to nie mogłam się doczekać, aż w końcu
będę mogła go napisać. Od początku wiedziałam, że będzie takim postrzępionym
tekstem, pokazującym, jak potoczy się życie bohaterów w ciągu kilku następnych
lat. Wiedziałam też, jak każdy skończy i wiedziałam co będzie ostatnią sceną.
Co do pozostałych, to kolejność nieco się zamieniała, ale ostatecznie dość
szybko zdecydowałam się na tę, która widnieje na blogu.
R: Podobno to dobry
pomysł. Napisać najpierw epilog, a potem resztę. I szczerze powiem ci, że
gratuluję zakończenia opowiadania. Mnóstwo razy próbowałam, ale nigdy nie
doszłam do końca. I jeszcze uważam, że potrzebuje może jeszcze trochę czasu. A
zdradzisz nam, jaka była twoja ulubiona scena w opowiadaniu?
L: Na pewno ci się uda, ja
również pisałam wcześniej całkiem sporo takich, które nigdy nie doczekały się
zakończenia, ale w końcu doczekałam się jednego, do którego wystarczająco mocno
się przywiązałam. Zawsze byłam całkiem zadowolona ze sceny pocałunku Rose i
Scorpiusa z 11. rozdziału. Ale lubię też te bardziej humorystyczne – scena „przesłuchania”
Scorpiusa z rozdziału 32. albo cała akcja porodowa z epilogu. Chyba te trzy
można nazwać moimi ulubieńcami.
R: Poród z taką obstawą.
No wiesz... Na brak wsparcia to Rose nie mogła narzekać. A powiedz mi,
zdecydowałaś się w końcu, czy kochasz bardziej koty czy psy?
L: Tak, to na pewno, było
ich tyle, że pewnie chętnie ktoś urodziłby za nią. Nie wiem, czy kiedykolwiek
uda mi się tego dokonać. Jedne i drugie są kochane – koty są mięciutkie i pełne
gracji, psy kochające, wierne i równie śliczne... Jak tu zdecydować?
R: Na pewno. Ja jestem
bardziej psiarą, mimo że jestem na nie uczulona. Jednak koty... No nie moje
klimaty. Czas leci nieubłaganie, więc pora na ostatnie pytanie z serii „co wolisz”. Wolisz
zakończenie z happy endem czy nie?
L: Zdecydowanie z happy
endem. Te smutniejsze oczywiście również mają swój urok, a poza tym czasem
tylko one pasują do reszty opowieści. Jednak ja, uciekając od rzeczywistości do
świata fikcyjnego, wolę, kiedy ktoś wymaluje mi przed oczami te weselsze
obrazki.
R: Człowiek widząc
szczęście innych, tych, którym kibicuje, sam czuję się szczęśliwy. Dziękuję ci
za tę rozmowę oraz wszystkim czytelnikom tej serii! Dużo sukcesów na dalszej
drodze pisania oraz w pracy i na studiach!
L: Ja także bardzo
dziękuję – za zaproszenie i za bardzo miłą rozmowę! I również życzę samych
pozytywów!
Drobna korekta: Midori. Dziękuje ci za pomoc
Jeszcze raz dziękuję za zaproszenie! I życzę kolejnych udanych #pogawędek :)
OdpowiedzUsuńDziękuję ci bardzo!
UsuńPowodzenia w dalszej przygodzie z pisaniem!